kij w locie spadał na grzbiet z taka siłą, jakby miał kości potrzaskać. Na gębie Mac Triggera nie widać było cienia litości. Nigdy jeszcze takiego psa nie widział i choć nałożył Kazanowi kaganiec, przez pół ledwie wierzył w wygraną. Było dlań rzeczą oczywistą, że gdyby kaganiec pękł albo się zsunął, byłoby po nim napewno.
Przejąwszy się tem, wyrżnął wreszcie Sandy tak potężnie Kazana przez łeb, że ten zwalił się na piasek jak zmięty gałgan.
Sam też Mac Trigger był tak zmęczony, że z trudem łapał w gardziel powietrze. Dopiero gdy Kazan padł znów zamroczony na ziemię, rzucił kij i wówczas jedynie zdał sobie sprawę z owej rozpaczliwej walki, jaką musiał był stoczyć.
Skorzystał z zamroczenia psa i wzmocnił kaganiec, wplótłszy weń jeszcze cały szereg rzemyków. Następnie odciągnął Kazana o kilka kroków opodal aż do jakiegoś wyrzuconego na brzeg potężnego drzewa i przywiązał go tam jak mógł najsilniej. Wreszcie wyciągnął łódkę na brzeg i począł się roztasowywać na nocleg.
Kazan po pewnym czasie ocknął się znowu, ale leżał teraz nieruchomo, przyglądając się z podełba swemu katowi. Każdy najmniejszy gnat go bolał.
Sandy Mac Trigger był za to rad niezmiernie. Podszedł parokrotnie do psa z kijem w ręce i cofnął się znowu. Wreszcie za trzecim razem trącił go końcem kija, co znów rozbudziło w psie wściekłość. Tego właśnie chciał Mac Trigger. Jest to zwykły sposób poskramiaczy zdziczałych psów. Zmusza to psa do zdania sobie sprawy, iż wszelki bunt nie przyda się na nic. I znów na nieszczęsne stworzenie posypały się kije.
Aż wreszcie Kazan przestał się srożyć na człowieka i na jego kij i schronił się z żałosnym skowytem poza pień drzewa, do którego był przywiązany. Ledwie się mógł ruszać. Nawet gdyby nie
Strona:PL Curwood - Kazan.djvu/216
Ta strona została przepisana.