Strona:PL Curwood - Kazan.djvu/241

Ta strona została przepisana.

ze ślepiami, wilgotnemi od łez. We śnie smutek przejmował go coraz dotkliwszy, aż skomlił, jak małe dziecko. Uspokoił się nieco następnie, a potem nagle inna wizja przemknęła mu przez myśl i gdy się świt ledwie uczynił, zerwał się i znów pędem puścił się wprost przed siebie.
W tym samym czasie mniej więcej w złotych blaskach jesiennego słońca troje ludzi, mężczyzna, kobieta i dziecko, płynęło pirogą w stronę Sun Rock‘u. Niebawem ujrzeli też, jak poza zakrętem rzeki ponad wierzchołkami jodeł błysnął szczyt tak dobrze im znanej, urwistej, nasępionej krzewami skały.
Kobieta była nieco wybladła i wychudła; policzki jej, utraciwszy poprzednią świeżość, teraz dopiero pod wpływem dobroczynnego powietrza, poczynały się zwolna malować lekkim rumieńcem. Wycieńczył ją tak sześciomiesięczny pobyt w mieście i zetknięcie ze światem cywilizacyjnym.
— Mam wrażenie, Janko, — mówił do niej mężczyzna, — że lekarze mieli jednak słuszność, radząc mi, bym cię zabrał z sobą na nowy sezon łowów na łono tej pięknej dzikiej przyrody, gdzie spędziłaś całą swą młodość pod okiem ojca, a bez której zdaje się żyćbyś nie mogła! A czy teraz jesteś szczęśliwa?
Kobieta się uśmiechnęła.
Piroga mijała właśnie długi, piasczysty półwysep, wrzynający się głęboko w koryto rzeki.
— To tu, pamiętasz, nasz dawny druh, wilk, rozstał się z nami. Poznaję dokładnie to miejsce. Jego opuszczona towarzyszka, ślepa wilczyca, siedziała tu na piasku i wyła za nim. Aż się zerwał i skoczył do wody... Chciałabym wiedzieć, co się teraz z niemi dzieje... My już wkrótce będziemy na miejscu.
Istotnie dawna ich chata stała tam wciąż, tylko dzikie wino i inne pnącze pokryły ją niemal zupełnie. Drzwi i okna zabite były w dalszym ciągu