Strona:PL Curwood - Kazan.djvu/41

Ta strona została przepisana.

około dwustu jardów[1] skręcił w prawo i wpadł na jednego z przywódców wilczej zgrai, który mu zabiegł drogę, szczerząc zęby. Na mgnienie oka karibu przystanął, ale chwili tej starczyło Kazanowi by mu się rzucić do gardła.
Gdy reszta wilków nadbiegała z głośnem ujadaniem, karibu zwalił się na ziemię, ciężarem swym przytłaczając napół Kazana, który mimo to tem silniej zacisnął kły, wżerając się w gardziel swej ofierze. Choć ciężar ten przygniatał go i dech mu zapierał, nie puścił jednak upolowanej zwierzyny. Była to pierwsza wielka zdobycz. Krew paliła go, bardziej wrząca niż ogień; harczał też z zaciekłości przez zawarte zęby.
Dopiero wyczuwszy ostatnie drgawki konania karibu, dobył się Kazan z pod rozrosłej jego piersi. W ciągu dnia upolował był i zjadł królika, to też nie był głodny. Cofnął się wiec i siadłszy na śniegu, począł się przypatrywać, jak stado wilków jęło szarpać i rwać na strzępy upolowaną sztukę.
Gdy już uczta miała się ku końcowi, podsunął się chyłkiem ku swej braci, roztrącił dwu z pośród nich pyskiem i na powitanie otrzymał potężne draśnięcie zębami.
Zastanawiał się właśnie, cofnąwszy się nieco na ubocze, czy się powinien napierać ich towarzystwa, gdy nagle wielka wilczyca, odbiwszy się od stada, rzuciła się doń, usiłując go chwycić za gardziel. Ledwie miał czas odparować natarcie, osłoniwszy się barkiem, poczem zwalił się wraz z napastnicą w śnieg i jął się wraz z nią tarzać po ziemi.

Wnet oboje porwali się znów na łapy, ale tymczasem ta gwałtowna utarczka zwróciła już na nich uwagę całego stada. Wilki porzuciwszy niedojedzonego karibu, zatoczyły zwarty krąg, błyskając kłami, jeżąc szczeciniaste, żółtawo-szare grzbiety,

  1. Jard równa się 91.4 cmtr.