Strona:PL Curwood - Kazan.djvu/57

Ta strona została przepisana.

Wstała i wyprostowała się, szczupła i zgrabna; podeszła do ognia i zaczęła się przeciągać, oddawszy przedtem dziecko Radissonowi. Ale musiała mu je wnet odebrać, bo stary począł się nagle trząść i dygotać w ataku kaszlu, którego mu się nie udało pohamować. Na wargi wystąpiło mu trochę krwi, ale Janina tego nie spostrzegła. Nie wiedziała, że od tygodnia, jaki im upłynął w drodze przez Białą Pustynię, Piotr czuł się z każdym dniem gorzej. Dlatego też zwłaszcza naglił tak bardzo do pośpiechu.
— I ja też myślałem o tem poczciwem stworzeniu — zaczął, gdy atak kaszlu nieco mu przeszedł. — Zdawało się tak poranione, że zapewne nigdzie daleko nie poszło. Pilnuj dziecka i pogrzej się trochę nad ogniem, nim wrócę. Ja zaś pójdę; może mi się je uda odnaleźć.
Ruszył przez śnieżną równinę ku miejscu walki. Leżały tam wszystkie cztery psy, z których nie ocalał ani jeden; już zesztywniały nawet. Na śniegu czerniały duże krwawe plamy. Piotr zadrżał na ten widok. Jeśliby psy nie wstrzymały pierwszego impetu wilczej zgrai, coby się stało z nim, z Janiną, z dzieckiem? Odwrócił oczy od pomordowanych psów i ruszył dalej na poszukiwanie; i znów zaniósł się od kaszlu, aż mu krew jęła występować na wargi.
Rozejrzawszy się bacznie po śniegu, odnalazł wreszcie trop ich tajemniczego wybawcy. Widać było na tropie, jak zwierzę ledwie powłóczyło nogami. Piotr też idąc, był prawie pewien, że gdzieś niedaleko znajdzie je już martwe.
Trop go zawiódł na obrzeże lasu, gdzie odnalazł Kazana, leżącego na ziemi: pies wypatrywał bacznie i czujnie strzygł uszami. Choć nie cierpiał bardzo, tak był przecież słaby, że ledwie trzymał się na nogach. Był jak sparaliżowany. Szara Wilczyca tuliła mu się do boku.