Strona:PL Curwood - Kazan.djvu/65

Ta strona została przepisana.
WIDMO ŚMIERCI.

Piotr pogłaskał Kazana po łbie i dał mu kawał mięsa. Wnet potem wyszła z namiotu Janina, pozostawiwszy w nim śpiące jeszcze maleństwo. Podbiegła i uściskała ojca, poczem, ukląkszy przed Kazanem, zaczęła doń pogadywać tym samym pieszczotliwym głosem, jakim przemawiała do Janeczki.
Gdy następnie powstała znowu pełnym wdzięku podskokiem, by pomóc ojcu w przygotowaniach do drogi, Kazan podniósł się również, aż Janina, widząc, że już wydobrzał zupełnie, krzyknęła z radości.
Dziwna to była teraz ich podróż. Piotr Radisson zrzucił przedewszystkiem z sanek wszystko, co na nich było, pozostawiwszy jedynie namiot składany, derki i żywność a wreszcie ciepłe gniazdko z futer dla Janeczki. Następnie nałożył na siebie jedną ze szlej i począł ciągnąć sanki po śniegu. Kazan szedł ztyłu, przywiązany do sanek.
Piotr kaszlał ciągle, plując krwią, aż się Janina tem zaniepokoiła.
— To tylko silny katar — uspakajał ją ojciec, — nic mi nie jest. Skoro dobijemy do domu, poleżę sobie z tydzień w ciepłej izbie i katar przejdzie.
Kłamał stary, a kaszląc, odwracał głowę i szybkim ruchem obcierał sobie wargi i brodę, by córka nie spostrzegła krwawych plwocin.