Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/103

Ta strona została przepisana.

się na wsze strony korytarze z szeregami pokojów, przechodzili do długiego korytarza z licznemi pracowniami malarzy po obu stronach. Ściany tego przejścia upiększone były różnemi dziwacznemi malowidłami, szkicami i karykaturami.
— Patrz, co za świetne wybryki olbrzymów malarstwa! — mówił mecenas, nieco się czerwieniąc i zakrywając swą szatą przed oczyma Brouczka najzjadliwsze karykatury, wyobrażające jego samego w pozycyi wielce niewygodnéj.
— Dobrze ci tak, głupcze! — pomyślał sobie pan Brouczek. — Jeden taki bazgracz już jest karą bożą w domu, a cóż dopiero całe stado, i to jeszcze darmo mieszkające. O Boże! gdy sobie pomyślę, że ten mój, odpuść Panie Boże, ten łotr z dużą czupryną, tak samo może teraz gospodaruje po ścianach mego domu, i przez wdzięczność, że wcale komornego nie płaci, parodyuje moje oblicze na murze kamienicy, na méj biednéj własności!...
Weszli do pierwszéj pracowni na prawo, gdzie znaleźli selenitę, odzianego w dziwaczną suknię z szaréj materyi, przetkaną różnemi wzorkami i podobną do sukni czarnoksiężników; na głowie sterczał ogromny kołpak, ostro zakończony u góry.
Patrząc na tę postać, pan Brouczek nie mógł wstrzymać się od złośliwéj uwagi:
— No, ten dopiero pięknie wygląda! Takiego ubioru cudackiego nawet i ten mój bazgracz nie włożyłby na siebie, jakkolwiek i on w swoim surducie zupełnie nadaje się do menażeryi z małpami.