Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/105

Ta strona została przepisana.

— O, barbarzyńco ziemski! Więc to taki smak pierwotny panuje jeszcze na ziemi! Malarstwo wasze bawi się jeszcze w kolory, jak nasz banalny Duchosław Żarny i jego naśladowcy. Wasza myśl dziecinna lubuje się więc tylko w pstrociźnie barbarzyńskiéj, a wasi tandeciarze bawią się wykończaniem szczegółów swych obrazów?! Wiedz, że u nas tylko partacze wykonywują taką niewdzięczną robotę; zaś prawdziwy mistrz zadawalnia się rzuceniem kilku genialnych zarysów. Jestem przekonany, że jedna linia tego obrazu więcéj ma wartości, niż wszystkie wasze galerye ziemskie. Żałuję bardzo, żem odsłonił ten obraz przed tępym wzrokiem twoim, który nie wart oglądać takich rzeczy.
I rozgniewany napowrót zasłonił obraz.
— Wybacz, mistrzu, žem do przybytku twéj sztuki wprowadził tę godną politowania istotę; wybacz, zważywszy, że pochodzi z planety zacofanéj pod każdym względem — uspakajał mecenas rozgniewanego malarza. — Zachwyt Błękitnego powinien być dowodem, jaką ma wartość twe arcydzieło; a co się mnie tyczy, wiesz dobrze, jak nieskończenie ubóstwiam twe prace i jakim jestem zwolennikiem gorliwym twéj szkoły.
Gdy opuszczono pracownię, Błękitny rzekł szorstko:
— No, widzisz, powtórne brutalstwo twoje pozbawiło mię boskich rozkoszy. Jeśli nie zaniechasz swych nawyknień ziemskich, będę zmuszony opuścić cię.
— Gdyby tylko coprędzéj tę pogróżkę spełnił! — pomyślał w duchu pan Brouczek. — Skoro nie może zaprowadzić mię na filiżankę zupy, niech sam sobie spaceruje po kurnikach filozoficznych i po kościołach sztuki.