Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/107

Ta strona została przepisana.

Tak właśnie uczynił mistrz, który na swém słońcu siedział jak na koniu i teraz zszedł ostrożnie na dół po wypukłościach farby. Gdy się zwrócił twarzą do gości, nasz bohater ledwie, pomimo poważnéj swéj roli krytyka, zdołał się powstrzymać od głośnego śmiechu.
Ubiór malarza doskonale się zgadzał z pstrocizną obrazu: podszewka szaty była purpurowa, spodnie fioletowe, krawat z długiemi końcami był pstry, nakrapiany jak skrzydła motyla, a głowę i długie włosy rude okrywał kapelusz w kształcie muchomora, z wysokiém piórem pawiém z boku.
— To mi dopiero dziwoląg! — zaśmiał się w duchu Brouczek.
Z obrazem i artystą harmonizowała téż i cała pracownia. Była przepełniona przedmiotami najróznorodniejszemi i malowanemi najdziwaczniéj; znajdowały się tam różnobarwne tulipany w wazonach pstrych, papugi, kolibry, czerwonaki, skóry panter, drogie kamienie, wachlarze różnych kolorów, lalki w strojach pajaców i inne podobne rzeczy.
— To mój najgenialniejszy malarz, Duchosław Żarny — prezentował znów mecenas, — a to nasz sławny poeta, Błękitny, z ziemianinem, o którym już słyszałeś. Praca Powietrznego nie podobała mu się, więc przyprowadzam go do ciebie, aby poznał prawdziwą sztukę księżycową i twoją, jedynie racyonalną szkołę, któréj, jak wiesz, jestem zapalonym wielbicielem.
Potępienie Powietrznego uczyniło widocznie miłe wrażenie na Żarnym, który zaśmiał się i spojrzał na pana Brouczka bardzo przyjaźnie.