Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/11

Ta strona została przepisana.

Dopiero gdy już włos mu siwiał, poznał, że głupstwo zrobił, ale już było zapóźno. Nieraz nawet w stosownéj chwili mówiłem mu po przyjacielsku: „Mój kochany Rousku, daj pokój z tém pisaniem! Widzisz sam, że nigdy znakomitością nie byłeś, a teraz, pod starość, brak ci nawet téj okruszyny dowcipu i fantazyi, którą posiadałeś przedtém. Patrz, są tu wokoło literaci, którym się kłaniasz z szacunkiem, a czytaj-no tylko, co się o nich pisze: „Cała nasza literatura to wielkie nic, arlekinada, wydęta bańka, którą zachwycaliśmy się, jak zjawiskiem tęczowém, a która nam naraz pękła i zamieniła się na odrobinę mydlin.“ Tak się oto pisze i do tego dodaje się rada: „Rzućcie swe bańki dziecinne, zostawcie to mydło, a weźcie się do rzeczy użyteczniejszych! Jeśli literatura jest potrzebą narodu, wystarczają na to przekłady z literatury obcéj.“ Widzisz więc, kochany Rousku, jak to mówią o naszém piśmiennictwie, czegóż więc chcesz ty, który sam zresztą uznajesz, że gwiazdą nie byłeś i nie będziesz? Mój przyjacielu, słuchaj méj rady; zaniechaj bezużytecznéj bazgraniny, a lepiéj weź się do czegoś innego. Jesteś już wprawdzie dobrze podstarzały, ale mimo to możesz jeszcze w ostateczności wyszperać gdzieś jaki ciepły kątek. Nie zwlekaj, weź się do tego zaraz. Pożyczę ci nawet własnego garnituru czarnego — jesteśmy jednego wzrostu, — rękawiczek, a gdy zechcesz, dodam i krawat biały. Uniżonych ukłonów nie żałuj, wskazuj swe zasługi skromne — (są one w istocie bardzo skromne), — zrób minę płaczliwą, przygnębioną, a wówczas ludzie przypomną sobie przecież wakujące gdzieś w jakiéjś insty-