Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/115

Ta strona została przepisana.

jestem poetą i mogę cię najlepiéj objaśnić o naszych okropnych stosunkach literackich. Piśmiennictwo nasze najuboższe w świecie; znajdziesz w niém jedynie głupstwa dziecinne i poprostu banialuki. Na szczycie naszego Parnasu tylko inwalidzi lub niedorostki stoją. Czasem wszakże znajdzie się tu i owdzie jaki talent — poeta podniósł głowę, — talent, któremu ci przez nikczemną krytykę chwaleni olbrzymi nie są godni rzemyka u nóg rozwiązać; atoli bywa on zwykle nieznany, więc milknie, zabija się i cieleśnie i moralnie. Nie dla niego tłuste synekury i prebendy, jak naprzykład w téj Świątyni sztuk niepięknych naszego naiwnego pyszałka mecenasa...
— To prawda, że mecenas jest bardzo naiwny, jeżeli u stołu daje tylko kwiaty do wąchania pomyślał w duchu pan Brouczek. — Takim mecenasem i ja bym potrafił zostać.
— ...Naszego mecenasa — ciągnął daléj selenita, — który pod swoją opiekę bierze Bóg wie jakich włóczęgów, byleby mu umieli pochlebiać, kadzić i tańczyć, jak on zagra. Żaden szanujący się talent takiéj poniżającéj roli na siebie nie weźmie; ów mecenas wie to dobrze i dlatego takim poetom, jak ja naprzykład, nie zaproponuje swéj pomocy. Raz wprawdzie byłem zaproszony przez niego do stołu; a wiesz, cośmy mieli? Trochę wywietrzałych fijołków i naparstek przestałéj rosy.
Pan Brouczek kiwnął tylko głową ze smutnym uśmiechem.
— Wobec takich stosunków, pojmiesz, ziemianinie, dlaczego nic już nie piszę i dlaczego zamierzam swą