Jakkolwiek prosty ten niewysoki budynek ma na zewnątrz kształt ściśle nowożytny, przecież ile razy wstępuję do jego nieprawidłowéj przedsieni, zawsze jeszcze owiany jestem urokiem przeszłości i oczekuję, że pan Würfel powita mię w malowniczym stroju średniowiecznym: z kolorową czapeczką na głowie, w krótkim kabacie z szerokiemi marszczonemi rękawy, w sukni naszytéj skórkami kuny, w obcisłych spodniach o jednéj nogawicy żółtéj, a drugiéj fioletowėj, w czerwonych trzewikach z łokciowemi nosami, i że przedemną, zamiast ściśle półlitrowéj szklanki, postawi ogromny puhar gliniany z malowaniem i pięknemi figurkami na przykrywce.
A jeszcze gdy siedzę w izbie w głębokiéj framudze okna, przez które za sklepieniem krytego wejścia widać podwórko, opasane grubym murem, poza tym zaś okopy Jelenie, a na prawo okrągłą malowniczą Mihulkę[1]; gdy siedzę tam, pochyliwszy głowę na ręce nad szklanką z trunkiem i marzę wciąż o przeszłości — zdaje mi się, jakobym siedział pod gotyckiem sklepieniem jakiéjś średniowiecznéj gospody i pragnę, otworzywszy oczy, ocknąć się w jedném z minionych stuleci...
Wybaczy mi czytelnik, że zadługo mówię o sobie. Wszak wie, z jaką sympatyą wszyscy wogóle autorowie lgną do własnéj osobistości, jak chętnie zajmują się sobą i z jakim są szacunkiem dla siebie? Nie mówię już
- ↑ Wieża na Hradczanach, niegdyś za więzienie służąca (Przyp. tłum.)