o poetach lirycznych, którzy z zasady mają swoje „ja“ na celu; nie mówię o autorach podróży, którzy obcéj ziemi i narodów używają po większéj części tylko na dekoracyę dla swéj interesującéj osoby, imponującéj czytelnikowi na każdym kroku dżentlmeńskiém usposobieniem i ogładą, chociażby często byli dość komicznemi figurkami dla tych towarzyszów podróży i krajowców, których malują z pogardliwym uśmiechem — ale nie obejdzie się bez wystąpienia autora, wszystkiemi przymiotami ozdobionego, ani żaden poemat epiczny, ani romans, ani nowela lub szkic, niewątpliwie zaś rychło nadejdzie czas, gdy nawet dramatyczni pisarze wpakują swą własną wdzięczną figurę między postacie swoich utworów...
I autorowie dzieł naukowych nie postępują inaczéj. Chociażby w odsyłaczu muszą w swych studyach i monografiach wetknąć: „autor tego dzieła,“ a z każdéj stronnicy przegląda prawdziwy szacunek, jaki chowają dla „autora téj rozprawy.“
Lecz dość już refleksyi: przystąpmy do rzeczy!