Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/165

Ta strona została przepisana.

dobrze wiedział z romansów rycerskich, czytanych niejednokrotnie. Na domiar wszystkiego, stawał wciąż przed nim krwawy cień jakiegoś Bertrama z Uhusteinu i innych nieszczęśliwych ofiar, morderczo straconych w podziemiach...
Każdy przyzna, że mógłbym długo jeszcze korzystać z niefortunnéj sytuacyi pana Brouczka i wypełnić kilka naciąganych rozdziałów obszernym opisem strasznéj podziemnéj wędrówki, zabarwiając różnorodnemi opowiadanie tego rodzaju faktami, jak np. spadaniem kamieni ze sklepienia, walką ze szczurami, potykaniem się o szkielety i innemi sensacyami. Ale nie chodzi mi o to, abym oddziaływał na nerwy czytelnika, lecz abym realnie prostą opisywał prawdę.
Dlatego powiem w krótkości, że pan Brouczek zanurzał się w podziemie coraz daléj, i że wydawało mu się, jakoby ta droga ciernista trwała już całą wieczność. Wszakże nagle odżyła w nim nadzieja. Usłyszał nad sobą głuchy szum, jakby skutkiem pędu wody powstający, a na rozpalone czoło jego spadło kilka kropel ze sklepienia.
Ten fakt potwierdził domysły pana Brouczka: widocznie dostał się już do części podziemia, która prowadzi pod korytem Wełtawy na Stare miasto.
Pokrzepiony nadzieją, z nowemi siłami szedł daléj i obawiał się już jednéj tylko rzeczy, a mianowicie, aby koniec przejścia nie był gdzieś głęboko pod ziemią zasypany lub nie dochodził do jakiéj zamurowanéj piwnicy, albo zarzuconego kanału.