Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/167

Ta strona została przepisana.

ku ukazało mu się coś niby czarodziejski obraz w bajkach. Zaświecił znowu: nie, nie było to złudzeniem. Stał w małéj izdebce, w któréj ujrzał niesłychaną moc klejnotów...
A były to istotnie klejnoty. Ściany wysadzane jaspisami, kryształami, ametystami, chalcedonami i innemi kamieniami w złotéj oprawie, brylanty zaś, rubiny, granaty, szafiry, szmaragdy i t. d. połyskiwały w złotych i srebrnych przyłbicach, pancerzach, rękojeściach i pochwach mieczów, na tarczach, pasach, hełmach, spinkach, pierścieniach, naczyniach różnych, misach i puharach, krzyżach i patynach, cynowych talerzach królewskich i na wielu innych wielce cennych przedmiotach, wysadzanych perłami. Wszystko to było częścią porozwieszane na ścianach, częścią porozkładane systematycznie na pięknie malowanych lub artystycznie fornirowanych kufrach, okutych złotemi lub srebrnemi sztabami, takiemiż gwoździami obitych i widocznie zawierających w sobie inne jeszcze skarby. Część tych przedmiotów leżała także i na podłodze, ułożonéj z deseczek starannie pozłacanych i posrebrzanych.
Ten olśniewający skarbiec można było porównać tylko do kościoła świętego Krzyża na Karlstejnie, dokąd ojciec ojczyzny zgarnął, jak do zaczarowanego ogniska, wszystko, co miał w swém państwie najdroższego, najpiękniejszego i najświętszego. Ale gdy tamto było świątynią, gdzie sam cesarz zdejmował obuwie, wchodząc na modlitwę, i gdzie spoczywały w największém poszanowaniu drogocenne świętości i klejnoty ojczyzny — tu zaś ta salka była widocznie tylko skarbcem, do