ściany, że nikt nie domyśliłby się tu wyjścia, témbardziéj, że nie dosięgał do podłogi, a był, jak każdy obraz, zawieszony cokolwiek wyżéj (jednakże ze względu na nizki sufit skarbca nie zbyt wysoko, skutkiem czego pan Brouczek przy wejściu, jak wiemy, upadł tak lekko).
W mgnieniu oka nasz bohater, skoro drzwi zamknął zupełnie, doznał dziwnego uczucia. W głowie zaczęło mu się mącić, tracił przytomność, zdawało mu się, że jakiś wicher go porywa i w dal unosi. Trwało to wszakże ledwie jedną chwilkę. Zachwyt znikł i pan Brouczek, macając się po głowie, mruknął:
— Co u dyabła! Zdawało mi się, jakbym omdlewał, a nawet... uchowaj Boże!... umierał. Nie byłoby zresztą nic dziwnego wobec takiego wzruszenia... Ale, Bogu dzięki, nic się nie stało.
Popatrzył znowu na obraz, który wyobrażał jakiegoś króla z wielkim psem u nóg, widocznie króla Wacława. Bohater nasz upatrzył w tém jawny dowód słuszności swych poprzednich przypuszczeń. Podziwiał świeżość tego malowidła, które wydawało się zupełnie nowém. Dziwna rzecz! Tam na drugiéj stronie drzwi wszędzie znać ślady zniszczenia przez długie wieki i drzewo stoczone przez robaki, a żelazo rdzą przepsute, tu zaś barwy tak świeże, jakby niedawno dopiero malarz ów obraz wykończył. Wszystkie zresztą przedmioty w skarbcu lśnią się jak nowe; nawet pokrycia niezepsute i niepoblakłe. Czyżby to nie był skarbiec króla Wacława, lecz jakiegoś dzisiejszego magnata? Myśl ta jednak sama się zbijała: chociaż wszystko wyglądało tu jak nowe, nosiło wszakże na sobie kształ-
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/169
Ta strona została przepisana.