Teraz dopiero zaczął szukać pan Brouczek drugiego wyjścia, o czém zapomniał zupełnie, pochłonięty pierwszém wrażeniem widoku skarbów. Obrzucił okiem ściany niewielkiéj komnatki, ale nigdzie nie dopatrzył się drzwi, ani nawet okna. Wreszcie wzrok jego padł na drugi obraz w złotych, drogiemi kamieniami wysadzanych ramach, wyobrażający królowę i zawieszony wprost naprzeciw obrazu króla na takiejże wysokości, wielkością zupełnie równy tamtemu.
Pan Brouczek domyślił się odrazu, że za tym drugim muszą być również drzwi ukryte. Chwycił więc silnie za ramy i naciskał na zewnątrz, ale obraz nie poruszył się nawet. Na chwilę naszego bohatera opanowała straszna myśl, mianowicie, że skarbiec nie ma innego wyjścia i że się może znajdować gdzieś we wnętrzu jakiejś skały daleko od mieszkań ludzkich, że mu więc nie pozostaje nic innego, jak tylko umrzéć z głodu wśród tego ogromu bogactw, co w porównaniu ze śmiercią w przejściu podziemném nie stanowiłoby żadnéj różnicy. Wtém zauważył, że ramy w jedném miejscu były nieco wytarte; przyłożył więc tam rękę, obmacywał, naciskał i — o dziwo! — jeden z ornamentów ram poruszył się, gdy zaś jeszcze silniéj nacisnął, cały obraz pochylił się w tył, a w ścianie ukazał się otwór do wyjścia...
Pan Brouczek podskoczył do niego, poświecił sobie zapałką i ujrzał długą galeryę w kształcie krużganku z oknami, ułożonemi z drobnych różnokolorowych szyb.
Dzięki Bogu! odetchnął głęboko.
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/171
Ta strona została przepisana.