Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/173

Ta strona została przepisana.

Postanowił zatrzymać to odkrycie w tajemnicy, aż dobrze rozważy, czy będzie mógł zwierzyć się przed obecnym właścicielem domu i z nim tylko podzielić się skarbami, czy lepiéj zrobi, gdy sam jakim sposobem wszystko zagarnie, co zresztą byłoby krokiem zupełnie prawnym.
Przekonawszy się raz jeszcze, że obraz dobrze przylega do ściany i żadnego tém samém podejrzenia wzbudzić nie może, cicho podążył galeryą, do któréj przez kolorowe szyby okien słabo wpadało światło księżyca. Kroczył wprawdzie ostrożnie, ale wcale nie zastanawiał się nad tém, jak się ztąd wydostanie na ulicę albo coby to było, gdyby go tu w cudzym domu po północy kto spotkał? Wszystkie myśli jego zajęte były znalezionemi skarbami. Przed oczyma zarysowywały mu się pałace, wille, pyszne ekwipaże, służba ugalonowana, cały szereg najrozkoszniejszych przyjemnostek, czarujące kobiety i inne podobne zjawiska, które prawdopodobnie i czytelnikowi zawróciłyby w takich warunkach głowę.
Na pochwałę mego bohatera muszę wyznać, że wspomniał on także i o swéj gospodyni, którą ze skromną pensyą uwolni od zajęć; o wszystkich swoich znajomych, którym wyprawi pyszną ucztę na wikarce, a nawet i o Macierzy szkolnéj, któréj ofiaruje wspaniałomyślnie dwadzieścia złotych.
Tak rozmyślając, doszedł do końca galeryi i po schodach zeszedł do ciasnego długiego korytarza, na którego końcu znalazł żelazną furtkę. Doznał przyjemnego zdziwienia, gdy zobaczył, że nie była zamkniętą