Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/180

Ta strona została przepisana.

— Aha — pomyślał sobie pan gospodarz — widocznie wstydzi się swego komedyanckiego ubioru, albo sądzi, żem stójkowy. Ale mi nie ucieknie.
Zawrócił się więc także w tym samym kierunku tak, aby się obaj musieli zetknąć przy przeciwległym domu. Nim wszakże tam doszedł, już dziwny nieznajomy oparł się plecami o mur kamienicy, a wyciągnąwszy rękę przeciw panu Brouczkowi, krzyknął groźnie:
— Jeśliś przyjaciel, stój!
Pan Brouczek mimowoli się cofnął, zdziwiony groźną postawą i wykrzykiem nieznajomego, a także dziwnym akcentem jego słów, zwłaszcza wyrazu: stój, który wymówiony był jakby: „stuoj!“ Pomyślał sobie, że poczciwiec musi miéć bez wątpienia od trunku nieco ciężki język. W téjże chwili spostrzegł w jego wyciągniętéj prawéj ręce jakiś oręż sieczny, który jakoś nie wyglądał na teatralne narzędzie.
Cofnął się jeszcze bardziéj i zawołał napół groźnie, napół z trwogą:
— Tylko nie myślcie, mój panie, że jestem włóczega, co ma apetyt na waszą sakiewkę. Schowajcie-no ten swój sztylet i cieszcie się, że go żaden stójkowy nie zobaczył, ponieważ bardzo wątpię, czy macie pozwolenie nosić takie niebezpieczne zabawki przy sobie, jakkolwiek wkrótce nie pozostanie nam nic innego, jak tylko samym czuwać nad własném bezpieczeństwem, jeśli policye nic nie obchodzą te na ulicach ciemności egipskie, wśród których mogą się łatwo dziać przeróżne gwałty. Ale ja jestem porządny, spokojny obywatel,