który chce się tylko was zapytać, gdzie się mianowicie znajduje.
Podczas mowy Brouczka obejrzał się człowiek z latarką kilka razy na prawo i na lewo, jakby upatrywał jakiegoś ukrytego towarzysza. Potém zniżył nieco sztylet, ale swego odpornego położenia nie zmienił i zaczął mówić akcentem takim, jak i poprzednio:
— Ledwie rozumiem, co pleciesz. Ej, zda mi się, że porządny obywatel nie błąka się bez światła po północy, jak złodziej; radzę ci wziąć poły za pas i czémpredzéj zmykać ode mnie.
— Na miłość Bozką — pomyślał w duchu pan Brouczek — jak to on mówi!! Nie, to nie może być od piwa. Zdaje się, że towarzystwo do ułatwiania wspólnych wizyt cudzoziemców zaczyna funkcyonować... Ten oto poczciwiec musi być zkądś zdaleka, najpewniej z Bośnii albo z Dalmacyi, i dlatego nosi taki ubiór błazeński, a mówi taką koszlawą czeszczyzną.
— A jużci pójdę, i to bez krzyku! — dodał głośno i bez tego nie dowiedziałbym się od ciebie nic, gdy cię los, Bóg wie, zkąd do Pragi przywiódł. Ze względu na dziwną twą mowę, a jeszcze dziwniejszy (bez urazy) ubiór sądzę, żeś Bośniak lub Dalmat, który sprzedaje tu ocet albo noże, a może i chodzi z niedźwiedziem.
— Łżesz! — zawołał człowiek z latarką. — Wiedz, żem stały mieszkaniec prazki i dobry czech. Ale ty to istotnie jesteś jakiś zbieg, cudzoziemiec, co mówi, Bóg wie, jakim językiem i nosi takie potworne szaty.
— O, tego to już zawiele! — krzyknął pan Brouczek. — Jeśliś istotnie mieszkaniec Pragi, swoim ubio-
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/181
Ta strona została przepisana.