rem i swemi żartami głupiemi przynosisz tylko wstyd mieszczanom, gdyż nadajesz się do szpitala waryatów.
— Milcz, łotrze nikczemny! — przerwał nieznajomy groźnie. — Klnę się na Boga, że nie ty mnie, ale ja ciebie do waryatów wsadzę. Wiem jednak dobrze, ktoś ty taki! Ha, zdrajca podły, zwolennik Antychrysta, szpieg cesarza Zygmunta. Wkradłeś się do miasta, abyś nas zdradził; jednakże da Bóg, że ztąd cało nie wyjdziesz.
Niespodziewane oskarżenie o szpiegostwo tak dalece zdziwiło pana gospodarza, że o reszcie pięknych słówek zapomniał i na chwilę był zupełnie zbity z tropu.
— A toż co znowu za głupie gadanie! — zawołał nakoniec. — Jam szpieg? Co za bezsens! Szpieg cesarza Zygmunta: jakiego Zygmunta? Jak żyję o żadnym cesarzu Zygmuncie nie słyszałem; wprawdzie coś czytałem o nim niegdyś; ale ten żył, Bóg wie, przed ilu laty, pono jeszcze za czasów Żyżki.
Teraz z kolei nieznajomy spojrzał ze zdumieniem na pana Brouczka.
— Za czasów Żyżki! — zawołał. Co ty pleciesz, wszak Żyżka żyje i tam na górze Witkowéj[1] obok ze swymi Taborytami oczekuje Zygmunta.
— Ha, ha, Żyżka żyje! To mi się podoba. Żyżka już dobrych kilkaset lat leży w ziemi i nawet z téj jego skóry, którą, jak słyszałem, Taboryci naciągnęli na bęben, niéma już ani strzępków. Żyżka, powiadasz,
- ↑ Góra Witkowa pod Pragą, sławna zwycięztwem Żyżki nad wojskami cesarskiemi w r. 1420 i od tego czasu nosząca nazwę góry Żyżkowéj. (Przyp. tłum.)