Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/183

Ta strona została przepisana.

żyje? Ehe, byłoby u nas wtedy inaczéj. Miałby on tu, mój dobrodzieju, wiele do roboty ze swą maczugą, gdyby natychmiast nie wpakowano go do kozy, ponieważ za naszych czasów za burzenie zamków i palenie klasztorów są surowe kary. Ale nie mów od rzeczy, mój człowieku; gdyby Żyżka żył jeszcze, toć byłby starszy, niż sam Matuzalem. Nie wiem wprawdzie, kiedy się urodził, ale to wiem, że żył jeszcze przed bitwą pod Białą górą, a tę datę przypadkiem zapamiętałem dobrze; było to roku tysiąc sześćset dwudziestego, a teraz mamy rok tysiąc ośmset ośmdziesiąty ósmy.
Nieznajomy ze zdumienia ledwie nie wypuścił z rąk latarki. Wytrzeszczył oczy na pana Brouczka i urywanym głosem powtórzył:
— Tysiąc-ośmset-ośmdziesiąt-ośm? Ha, ha! widzę doskonale, że twéj głowie brak jednéj klepki. Każdy, kto ma zdrowy rozum, powie tobie, że obecnie jest rok od Narodzenia Bożego tysiąc czterysta dwudziesty.
— Tysiąc-czterysta-dwudziesty! — krzyknął pan gospodarz — czy sądzisz, człowieku, że masz przed sobą błazna, lub sam może jesteś błaznem skończonym?
— E, nie mam czasu rozprawiać z waryatem — rzekł pogardliwie nieznajomy, poczém jął się oddalać śpiesznie, niknąc coraz bardziéj w ciemności. Światełko latarki błyszczało czas pewien, aż w końcu i ono znikło za węgłem ulicy.
Pan Brouczek patrzył wciąż za odchodzącym, dopóki nie znikł zupełnie.
— Błazen! — mówił do siebie — mogłem to już zauważyć z tych jego łachmanów, które miał na sobie.