Przez chwilę leżał pan Brouczek na kamieniu, jak odurzony. W głowie wirowała mu dziwna mieszanina myśli. Te olbrzymy przy ognisku i ich zbroja, zwłaszcza owe cepy, widziane w muzeum, straszne cepy husyckie — przekonywały go coraz bardziéj, że ów człowiek z latarką miał słuszność i że istotnie pan Brouczek stał się nagle współczesnym z Żyżką. W tym domyśle okropnym utwierdzał go widok nieznanéj bramy z wieżami, ściany zębatéj i staroświeckiego ubioru mniemanego waryata, a także jego dziwna czeszczyzna, brak światła na ulicach, łańcuch i zapora, w końcu nietknięte klejnoty i malowidła w starym domu królewskim.
Wszelkiemi siłami oganiał się przed tą arcy-dziwaczną myślą. Przypomniał sobie bajkę o młodym mnichu, który w lesie przespał sto lat i jako siwowłosy starzec przyszedł napowrót do klasztoru, gdzie nikt nie chciał się przyznać do niego; jest to prosta bajka, ale stokroć podobniejsza do rzeczywistości, niż fakt ocknięcia się w stuleciu dawno ubiegłém. Wszak to nie do
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/188
Ta strona została przepisana.
IV.