Brouczek nie odpowiedział natychmiast. Miał tu nowy kłopot. Wprawdzie w sakiewce było trochę pieniędzy, ale poradź-że tu co z niemi; zupełnie jak na księżycu. Husyci bezwątpienia nie zechcą zrozumieć ani niemieckiego, ani węgierskiego języka. W téj chwili przypomniał sobie ów skarb znaleziony niedawno. Ach, Boże! W szalonym biegu od bramy zupełnie zapomniał o rozkładzie ulic, a teraz kto wie, czy będzie mógł odnalźć to wejście w takim chaosie średniowiecznych kamieniczek. Gdyby i odnalazł, to któż zaręczy, że się dostanie powtórnie do skarbu, który widocznie nie jest zapomniany, ponieważ należy albo do króla Wacława, prawdopodobnie żyjącego jeszcze, albo do innego jakiego bohatera wieków średnich, który go ukrył w obecnych czasach burzliwych. Zresztą na co przydałby mu się skarb w mieście oblężoném? Będzie bardzo rad, jeśli tylko z życiem wydostanie się z niego.
Ach! z rozkoszą oddałby te wszystkie bogactwa, byleby z tych wieków średnich mógł napowrót dostać się do porządnéj ucywilizowanj Pragi nowożytnéj.
Tedy skarb króla Wacława był tylko marzeniem, po którém nastąpiło tém nieprzyjemniejsze przebudzenie. Żałosnym głosem odpowiedział nakoniec:
— Mam wprawdzie tam trochę tego, ale są to pieniądze nie mające tu wcale kursu. Jestem żebrakiem, najoczywistszym żebrakiem!
— Dlatego to tak rozpaczałeś, gdym cię ujrzał z okna swego domu przed chwilą — mówił Domszyk ze współczuciem. — Uspokój się, miły bracie, przecież będzie lepiéj; tymczasem bądź moim gościem.
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/202
Ta strona została przepisana.