— Przyznaję się, że istotnie radbym jaką godzinkę chrapnął.
— Prześpisz się u mnie! Chodźmy!
Prowadził pana Brouczka do swego domu, który stał niemal naprzeciw, tworząc drugi róg ulicy Tyńskiéj i placu, a który stoi i dotychczas, tylko znacznie zmieniony, ale mimo to z dawném wyobrażeniem dzwonu. Nie był prócz tego, jak obecnie, trzypiętrowy, lecz dwupiętrowy i miał wysoki śpiczasty dach, zakończony w kształcie wieżyczki.
Przez nizką bramę z kamiennemi ławkami po obu bokach weszli do obszernéj ale ponuréj sieni, z której wstąpili na pierwszém piętrze do drugiej wyłożonéj cegłą. Tam stało kilka starych popękanych, malowanych skrzyń i prosty stół z ławkami; po obu bokach prowadziło do mieszkań dalszych kilkoro drzwi okutych, założonych na klamki lub zamkniętych na zamek.
— To jest właśnie mój pałac — mówił staroczeski właściciel domu.
Gość spojrzał na niego z uśmiechem.
— Czego się śmiejesz? — zapytał Domszyk cokolwiek obrażony. — Czy uważasz, że ta sień zamała i brzydka? Oczywiście takiéj nie mogę miéć, jaką ma naprzykład naprzeciw po drugiéj stronie placu wdowa po Mikołaju Nastójce, ale dla mnie wystarczy i ta sień najzupełniéj.
— Naturalnie; — potwierdził gość — śmiałem się tylko, żeś mówił o pałacu.
— A czyż nie nazywa się taka sień pałacem? Ale, już wiem. Tobie znana jest bezwątpienia tylko niemie-
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/207
Ta strona została przepisana.