cegły, jak w jakiéj stajni na wsi. A w oknie... o mój Boże! ani kawałka szkła; papier otłuszczony i nic wiecéj! Że téż ten człowiek się nie wstydzi! I to ma być pokój gościnny właściciela dwupiętrowego domu!
Widok mebli także nie wywarł na gościu lepszego wrażenia. Znowu malowany wiejski kufer, niepoliturowana nizka ławka formy przedpotopowéj; dziwacznego kształtu naczynia gliniane na półce, w końcu dwa przedmioty, którym więcéj czasu na rozpatrzenie poświęcić należy. Pierwszy z nich wyglądał, jak ogromne na dużéj podstawie wzniesienie, sięgające niemal sufitu. U dołu w podstawie było wprawionych kilka szuflad jedna nad drugą, jak u naszych komód, na których osadzone były po rogach cztery słupki, podtrzymujące u góry drewniane łoże, pięknie rzeźbione i pomalowane. Między słupkami spływały na dół pofałdowane kolorowe kotary, z których przednia odsłonięta tak, że można było zobaczyć wewnątrz stos ułożonych jedna na drugiéj pierzyn i poduszek. Łóżko było tak wysokie, że aby się dostać na nie, musiano się uciekać do pomocy schodków o trzech dużych stopniach[1].
- ↑ Niema potrzeby, sądzę, zwracać uwagi na wielkie znaczenie, które to i następne opowiadania Brouczka o urządzeniu domu staroczeskiego mają dla historyi naszéj kultury. Ale godném uwagi jest, że te wszystkie opowiadania świadka naocznego rażąco zgadzają się z opisem w książce: „W starodawnéj komnacie mieszczańskiéj” d-ra Zygmunta Wintera z rysunkami Hanusza Schwaigera, co jest dostatecznym dowodem o sumiennych studyach autora. Ponieważ pan Brouczek w takiéj krytycznéj chwili nie