Janek z pod dzwonu pokręcił głową i badawczo popatrzył na Brouczka.
— Słuchaj, gościu, słysząc twoje dziwne opowiadania, i widząc karli twój przyrząd do mierzenia godzin, niemal przypuszczam w tém wszystkiém rzeczy nadprzyrodzone. Przed chwilą śmiałem się, gdy stara Gertruda, która ma pełną głowę przesądów pogańskich i wszędzie widzi czary, przybiegła do mnie w przestrachu z wiadomością, że wyrzucasz z siebie dym i iskry, zapewniając przytém, żeś co najmniéj czarownik, jeśli nie sam dyabeł.
— Wasza Gertruda jest głupim tchórzem. Wiesz, com robił? Patrz!
To mówiąc, pan Brouczek wziął do ust zagasłą resztkę cygara i potarł zapałkę, aby je zapalić.
Gdy Domszyk ujrzał ogień zapałki, zadrżał z przestrachu i mimowoli wyciągnął ręce, jakby się chciał bronić.
— Coś uczynił? — zawołał — zkąd się wziął ten ogień?
Brouczek tém pytaniem był tak zdziwiony, że upuścił zapałkę na ziemię.
— Winszuje — mruknął — nawet i zapałek nie znają.
— Czy w téj skrzyneczce jest ogień? — pytał Domszyk.
— Co téż to pleciesz! — Tu otworzył pudełeczko.
— Jakże więc zapaliłeś drzewko?
— Sposobem bardzo prostym, ot tak!
Tu pan Brouczek potarł o pudełko drugą zapałkę.
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/225
Ta strona została przepisana.