Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/23

Ta strona została przepisana.

żadną miarą nie może. Na ziemi już nieledwie rozpacz ludzi ogarnia: wszędzie zaciekła walka o kawałek chleba, walka stanu jednego z drugim, wspólna zawiść narodów, wojna wszystkiego z wszystkiém. Codzień jakieś nowe nieszczęście na równéj drodze lub jakieś nowe uciemiężające prawo. Człowiek, zaprawdę, najlepiéjby zrobił, gdyby tę kule ohydną, która mu za mieszkanie służy, rzucił do wszystkich dyabłów.
Kończąc to ostatnie pesymistyczne zdanie, doszedł pan Brouczek do starych schodów zamkowych. Przez nizki mur popatrzył na dół, gdzie zarysowywał się cały szereg domów ze sterczącemi w świetle księżyca wieżami i wieżyczkami różnych kształtów. Chwilkę tylko patrzał na to i wkrótce znowu podniósł wzrok na księżyc, posiadający w téj chwili istotnie jakąś czarodziejską siłę przyciągania.
Aż mróz po mnie przechodzi na myśl o tém, co nastąpiło, a co mam właśnie opisać!
Wiem, że są przesądy naukowe zbyt silne, aby kto uwierzył memu opowiadaniu i nie nazwał go bajką bezmyślną. Nie mogę wszakże malować rzeczy inaczéj, niż tak, jak w istocie były.
Pan Brouczek wdrapał się na szczyt muru i szedł po nim powoli, z oczyma wciąż podniesionemi na księżyc. Wzdłuż tego muru ciągnie się obszerny ogród, w górnéj części spuszczający się tarasem i w jedném miejscu mający podwójne schody kamienne, które prowadzą do małego domku ogrodowego, pobudowanego tuż przy samym murze.