Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/231

Ta strona została przepisana.

— Co ty mówisz? Chyba żartujesz sobie? Nie przypuszczam, aby mąż, któryby tak haniebnie myślał, sam jeszcze głosił swą hańbę. Nie byłbyś godnym nawet sukni kobiecéj, od któréj takeś się bronił. Czyż można, żebyś, będąc mężczyzną i mając zdrowe ręce, chylił pokornie szyję pod miecz wrogów, jak bydlę jakie! Nie! Mężnie pójdziesz z nami do boju przeciw żołdakom Zygmunta.
— Pozwól tylko, proszę, co mi do Zygmunta? Jeśli wy macie co przeciw niemu, to się sobie bijcie; ale zostawcie w spokoju człowieka, którego te sprawy wcale się nie tyczą. Ja tu jestem cudzoziemiec i włażę w tę obrzydliwą kabałę tylko jak Piłat w Credo.
Domszyk szybko odskoczył w tył, a mierząc gościa rozpłomienionym wzrokiem, zawołał w gniewie:
— Ha, więc kłamałeś, mówiąc, żeś Czech! krzywoprzysiągłeś! Oto Zygmunt, syn niegodny zacnéj pamięci króla Karola, do tego stopnia zapomniał o swém pochodzeniu i czci własnéj, że zebrał ogromne wojsko z cudzoziemców przeciw własnemu ludowi i jak kat hardego Rzymu przychodzi tu, aby ogniem i mieczem naszą wiarę wyplenić, zniszczyć prawa nasze, wystawić nas na pośmiewisko całego świata i tą samą zbezczeszczoną prawicą, która zdradziecko wydała na śmierć w ogniu świętego mistrza naszego, nie jak władzca dobrotliwy, ale jak tyran krwiożerczy, włożył na ohydne swe czoło koronę świętego Wacława! Wobec tego kto z wiernych synów téj ziemi nie zapłonie gniewem słusznym i nie wyciągnie miecza dla odwrócenia téj hańby? który z Czechów prawdziwych może powiedziéć