że to nie jego rzecz, i złożywszy ręce, spokojnie przypatrywać się, jak jego bracia z radością oddają swoje mienie i nadstawiają szyje w nierównéj lecz stanowczéj walce! Teraz poznaję, żem do domu swojego zdrajce wprowadził!
Przestraszony Brouczek wybełkotał:
— Ale czego chcesz odemnie? Przecież jestem czechem zgoła nic nie mam przeciw patryotom; jeśli ów Zygmunt, jak mówisz, istotnie taki łotr, pragnę z całego serca, aby mu porządnie skórę wyłatano.
— No, twoja nieświadomość rzeczy usprawiedliwia cię; zapomniałem, że nie wiesz, co się w Czechach dzieje. Teraz wiesz już, o co nam idzie, pójdziesz więc z nami na bój święty.
— Ale, mój miły przyjacielu, jaką ze mnie możecie miéć korzyść? Jestem chłop stary, z bronią wcale nie umiem się obchodzić. Jeszcze za młodu nie chciano mię wziąć do wojska dlatego, że mam kiepskie nogi, tłustą szyję i Bóg wie nie co jeszcze. Wielkiéj więc pociechy ze mnie nie będzie. Zresztą dziwię się, że ciągniecie do boju osoby cywilne, gdy macie przecież dość wojska regularnego.
— Mówisz o żołnierzach najętych? Tych nie mamy; my sami stanowimy wojsko. Wszyscy mieszczanie prazcy, rzemieślnicy, przybysze z innych okolic, bogaci i ubodzy, młodzi i starzy, kto tylko broń może udźwignąć, wszyscy razem idziemy na obronę miasta, czci i swobód ziemi czeskiéj. A z prowincyi przybyli nam na pomoc Taboryci, Żateccy, Łońscy, Słańscy i inni; tysiące wieśniaków, okuwszy swe cepy żelazem
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/232
Ta strona została przepisana.