pełnione ludem uzbrojonym i odzianym w suknie barw najróżnorodniejszych. W téj mieszaninie szat, kapeluszy i kapturów błyszczały tu i owdzie w blaskach słońca okrągłe hełmy, pancerze, tarcze i najrozmaitsze rodzaje broni: miecze, siekiery, samostrzały, okute żelazem cepy, piki i t. d. Nad głowami sterczało mnóstwo oszczepów i gęsto powiewały chorągwie kolorowe lub czarne z kielichem czerwonym. W jedném miejscu, jak olbrzymi słonecznik, wznosiła się na długim drzewcu złocona tarcza okrągła z promieniami, w około któréj zgromadzeni byli księża w komżach. To żywe morze falowało, burzyło się, szumiało i huczało; krzyki i głosy zlewały się ze szczękiem oręża i odgłosem ciężkich kroków uzbrojonego ludu.
Brouczkowi aż się w głowie zakręciło z tego wszystkiego, a przed oczyma tylko jakieś niewyraźne punkciki migały.
— Patrz, to nasze wojsko — mówił gospodarz domu, wskazując ręką plac — uzbrojone mieszczaństwo prazkie i lud z prowincyi. To tylko cząstka całéj armii, reszta ludzi znajduje się na ulicach, u bram, na wałach, a Żyżka z taborem stoi na górze Witkowéj, aby tam Zygmunta nie dopuścić, który gdyby Witkow zajął, jużby ze czterech stron Pragę otoczył. No, patrz, czy ten lud zdradza trwogę przed wojskiem krzyżowców?
Gość skinieniem głowy przyznał, że ci orężni wcale na tchórzów nie wyglądają; przeciwnie, wiele wzbudzają nawet postrachu. W myśli zaś dodał jeszcze, że wprawdzie cywilny może się tych surowych rewolu-
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/239
Ta strona została przepisana.