żałował, że w szkołach nie uczono go dziejów ojczystych i przyrzekł sobie, jak tylko powróci do dziewiętnastego stulecia, namówić Klapzęba, aby w dziennikach domagał się od posłów sejmowych dodania do szkolnego projektu Lichtensteina osobnego paragrafu o dokładném nauczaniu w szkołach czeskich historyi ojczystéj, a specyalnie czasów husyckich.
Janek z pod dzwonu wskazywał gościowi wybitniejsze osobistości, jak np. wodzów, księży, i objaśnił, że owa tarcza promienista, noszona na wysokiéj żerdzi w otoczeniu księży, jest ich monstrancyą. Pan Brouczek, pokiwawszy głową nad tą świętością husytów, pytał, jak się odbywa komenda całego ich wojska, a gdy Domszyk spojrzał na niego zdziwiony, dokładniej powtórzył mu pytanie ze zrozumiałym dodatkiem, w jakim języku husyccy dostojnicy rozkazują swoim żołnierzom.
Wobec takiego pytania Janek osłupiał.
— Czyś zwaryował, że podobne dajesz mi zapytanie! — zawołał. — W jakim przecież języku, jeśli nie w naszym ojczystym ma się odbywać cała komenda? Powiedz-że mi, czyś widział gdzie na świecie, aby wodzowie rozkazywali swym podwładnym w języku, którego oni nie rozumieją?
Pan Brouczek pocichu tylko gwizdnął pod nosem i dodał nawiasowo, że walka z wojskiem wyćwiczoném i regularném nie będzie prostą zabawką.
Domszyk odrzekł na to, że istotnie walka z tak licznym nieprzyjacielem będzie ciężką nielada, ale jednocześnie objaśnił gościa, że lud prazki nie jest tak
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/241
Ta strona została przepisana.