Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/248

Ta strona została przepisana.

U nas teraz kosztują na targu cały grosz. Ja chowam kury u siebie wprawdzie, ale wielu rzeczy teraz i na targu dostać nie można. Stare przysłowie: „Wszystko za pieniądze“ obecnie nie ma znaczenia. No, dobrze przynajmniéj, że jadasz kurczęta. Wstydzę ci się przyznać, że na drugą potrawę mamy łososia.
— Łososia! — krzyknął uradowany gość — łososia! To będzie książęcy obiad.
— Drwisz sobie ze mnie!
— Miałbym się śmiać z tego? Przecież nie możesz już powiedziéć, że i łosoś jest zwyczajną potrawą. Ja sam jadłem łososia raz w życiu tylko i to jeszcze na takim głupim bankiecie, gdzie człowiek ze względów jakiéjś tam przyzwoitości nawet porządnéj porcyi nie mógł wziąć sobie.
— To niepodobna! — zawołał gospodarz. — U nas łososi jest taka moc, że czeladź wymawia sobie, aby jéj łososia nie dawano na obiad częściéj, niż dwa razy na tydzień.
— Mój Boże! To wy tu, jak widzę, żyjecie niby w owéj ziemi bajecznéj, gdzie pieczone gołąbki same wlatują do gąbki, a wino rzeką płynie — mówił Brouczek, połykając ślinę.
— Aha, dobrze, żeś mi przypomniał. Co chcesz pić? Mam dobry miód.
— Miód! — przeciągle powtórzył gość, któremu odrazu zasępiło się oblicze.
— Miód domowy. Sądzę, że go pochwalisz.
Brouczek zatrzepał rękoma i złożył je, jak do modlitwy: