Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/249

Ta strona została przepisana.

— Na miłość bozką, proszę cię, mój przyjacielu, nigdy odtąd przedemną nie wymawiaj tego słowa. Czytałem już o tym waszym... fe, nie chcę nawet nazwać po imieniu. E, zepsułeś mi zupełnie łososia. Wierz mi, prędzéj napiłbym się chociażby i wody.
— Skoro nie lubisz miodu, przyniosę ci inny napój. Rano mówiłeś, że piwo przekładasz nawet nad wino. Poślę tedy po piwo.
Pan Brouczek aż zadrżał cały z radości; oczy mu się zaiskrzyły, chwycił Domszyka za ręce i zawołał:
— A więc je macie?
— Piwo? A dlaczegóż nie mielibyśmy? Prazkie, Świdnickie, białe, stare.
— E, jakiebądź, bylebyście mieli. No, znakomicie! A myślałem już, że się z niém nie zobaczę więcéj.
— Poślę Gertrudę do Piekła.
— Do Piekła? — powtórzył zdziwiony gość, jakkolwiek przyszło mu na myśl, że w istocie dla staréj téj baby byłoby to najwłaściwsze miejsce.
— Piekłem zowie się browar w poprzecznéj uliczce za mym domem — objaśnił Domszyk. — Tam tak ciemno i ciasno, zupełnie jak w piekle, ale piwo warzą wyborne.
Gospodarz wyszedł posłać po napój, a Brouczek, zacierając ręce, powtarzał uradowany:
— A więc je mają, mają!
W tej chwili zapomniał o husytach, Zygmuncie, oblężeniu i o wielkich niebezpieczeństwach, które mu grożą w piętnastém stuleciu, a humor jego, już nieco naprawiony przez zjawienie się Kunegundy, teraz był wyśmienity.