Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/254

Ta strona została przepisana.

Gospodarz domu nalał ze dzbana płyn do dwóch puharów i zwracając się do gościa:
— W imię Boże — rzekł — na zdrowie, Macieju!
Pan Brouczek stuknął się puharem, ale nie pił zaraz, jak fuszer. Wszak była to chwila wielce uroczysta. Z radością dowiedział się, że Czesi średniowieczni mają piwo, ale jakie? to sęk! Pił tedy z uwagą i w skupieniu ducha, odpowiedniem do tak ważnej chwili. Z przyzwyczajenia otarł najpierw brzeg puharu, pogładził go i wzniósł przeciw światłu; ponieważ naczynie było nieprzezroczyste, postawił je znowu na stole, a zakręciwszy niém raz, dopiero podniósł do ust. Pił z okiem przymrużoném, powoli i z natężoną uwagą; po pierwszym hauście zrobił małą przerwę, podczas któréj trzymał puhar trochę zdala od ust, a przymknąwszy oczy zupełnie, wyrażał w nieruchoméj twarzy jakąś głęboką tajemniczość sfinksa. Tak upłynęło kilkadziesiąt sekund, poczém napił się powtórnie i zaraz otworzyły się oczy, a na obliczu zjawił się błogi rozkoszny uśmieszek. Wnet potém przyłożył puhar do ust po raz trzeci i teraz już pił, pił bez wytchnienia, podnosząc naczynie i głowę coraz wyżéj, aż w końcu puhar stanął w pozycyi pionowej dnem do góry, głowa była zupełnie na tył zawrócona, a oczy, jak w pobożném zachwyceniu, wprost patrzyły w górę nieruchomie tak, że tylko białka można było zobaczyć.
Wypiwszy wszystko, postawił pustą czarę na stół, żołądek objął rękoma, zamlaskał językiem i spojrzawszy na Janka z pod dzwonu wzrokiem pełnym zachwytu: