wykać do wielu niewygód, a zwłaszcza to powstanie przeciw Zygmuntowi — przeklęta rzecz! No, ale przecież każda wojna ma swój koniec, a podczas pokoju wcale nieźle możnaby tu żyć. Piwo wyśmienite, kuchnia dobra, kurczę za pół grosza! Jak mi Bóg miły, można się mieć doskonale, jak prałat.
A gdyby to jeszcze mógł dostać ów skarb króla Wacława! E, zresztą i bez tego byłoby dobrze przy takiéj zwłaszcza taniości bajecznéj. Mógłby podać wniosek próbowania i piwa — a dopiero pokazałby starym czechom, jaka to różnica może być między piwem i piwem i do jakiéj wrażliwości w téj mierze może dojść wyćwiczony język. W razie najgorszym mógłby zostać i kiprem do próbowania win. Wprawdzie na winach nie zna się bardzo, ale po jakiem półroczu przy pilnéj praktyce mógłby złożyć egzamin. Pracowałby na tém polu gorliwie i po kilku latach mógłby sobie już kupić domek, a potem... potém, no, możeby się i...
Tu pan Brouczek z przerażeniem ocknął się ze swych dumań, bo mu na myśli stanął stan małżeński. Odegnał wprawdzie w duchu kuszącego szatana, ale wzrok jego padł na córę Domszyka, o któréj wobec ważnych spraw żołądka i gardła zapomniał był na chwilę.
Właśnie przynosiła wielką misę z łososiem, a stawiając ją na stół, zachęcała gościa:
— Bierz, miły gościu, a jeśli chcesz, bierz sobie szalszy[1] oto z téj miski.
- ↑ Archaizm czeski, którego niepodobna przełożyć dosłownie. (Przyp. tłum)