już znikło, a wiele swe kształty do niepoznania zmieniło.
Tu jeszcze nadmienię, że pan Brouczek, przechodząc przez miejsce, gdzie się krzyżowały ulice, zauważył w pewnéj odległości łańcuch, wpoprzek od domu do domu przeciągnięty, co przypominało mu nocną przygodę. Janek objaśnił go, że wodzowie na wielu ulicach kazali porozciągać łańcuchy, aby wstrzymać nieprzyjaciela w razie jego wtargnięcia do miasta. W końcu maja nadciągnął na pomoc wojskom królewskim oddział pod dowództwem panów czeskich, wioząc z sobą i siekiery do przecinania tych łańcuchów; ale Żyżka pobił go pod Oweńcem, a między innemi łupami zabrał i owe siekiery.
Chodząc tak spory kawał czasu, nasz bohater przekładał ciągle dzidę z ramienia na ramię, a w końcu niósł ją w ręce, często podpierając się nią jak laską co było również z powodu wielkiéj jéj długości wielce niewygodném. W gniewie tępym końcem tłukł o szkaradny brukulic i raz, nie patrząc na ziemię, uderzył drzewcem w ogromną kałużę tak, że błoto, rozpryskując się na wsze strony, powalało mu bóty, oraz część odzienia niemal tak, jak zeszłéj nocy.
Nie żal mu było wprawdzie szat pożyczanych, nie mógł jednakże stłumić w sobie oburzenia wobec takiego nieporządku ulic. Do dużéj kałuży ściekały mniejsze strugi od domów, wszędzie było sporo błota dawnego i świeżego, śmieci, gałganów, odpadków kuchennych i jeszcze gorszych rzeczy.
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/272
Ta strona została przepisana.