Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/28

Ta strona została przepisana.

Teraz dopiero myśl okropna przyszła mu do głowy: czy nie był czasem mocą siły magicznéj, któréj się zawsze obawiał, przeniesiony aż na księżyc, tak uwielbiany przez niego naprzekór ziemi podczas nocnéj przechadzki?
Zbijał w duchu to dziwne przypuszczenie, témbardziéj, że nigdy nie słyszał, ani czytał, iżby księżyc podniósł kogo wyżéj nad zwykłą wysokość dachów. Zresztą, w coby się obróciła w takim razie teorya i prawo ciążenia?
— Nie, nie! — uspakajał się — to są obawy dziecinne. Wszystkiemu winno dyabelskie piwo u Würfla. Czekajcie, spojrzę na mankiety... hm, dziesięć kresek! No, tak, teraz to już wszystko jasne[1].
Jednakże położenie się nie wyjaśniało. To, co pan Brouczek miał przed oczyma, mogło być w sferze ziemskiéj wytworem chorobliwie podrażnionéj wyobraźni lub złudzenia wzrokowego; wszakże szanowny obywatel Pragi czuł, że ma głowę i zmysły zupełnie w porządku, że jest trzeźwy, że nawet, naprzekór tym dziesięciu kreskom nie doświadcza w głowie żadnego zawrotu.
— E! — zawołał i palnął się dłonią w czoło z całéj siły, jakkolwiek chciał tylko zlekka się uderzyć — to mnie objaśnić musi...

Tu sięgnął do kieszeni po książkę o księżycu, którą czytał u Würfla, ale ręka bezwiednie wpadła tam

  1. Pan Brouczek notował sobie na mankietach kreskami ilość wypitych kufli.