Przez nizką bramę weszli obaj do domu, a bohater nasz ostrożnie niósł swą dzidę przez wązki korytarz, zkąd wiodły drzwi do pierwszéj izby, w lecie otwarte na oścież.
Prostota winiarni nie raziła już pana Brouczka. Do podłogi ceglanéj przywykł; meble, składające się tylko z dwóch dużych stołów drewnianych, na krzyżulcach opartych, nienakrytych i niepoliturowanych, i ze czterech długich ław, z których dwie były przymocowane na głucho do ściany za stołami, a dwie z poręczami przystawione z przodu do stołów, nie budziły w nim najmniejszego zdziwienia. Jedyne w całéj izbie okno znajdowało się w głębokiej framudze grubego muru, jak w tunelu, a było tak małe, że ledwie trochę światła wpuszczało na stojące tuż przy niem stoły, gdy tymczasem reszta izby była w zupełnym niemal mroku pogrążona.
Tak było latem, a cóż dopiero zimą, gdy okienko, teraz otwarte, trzeba było w obec chłodu zalepić skórą lub innym jakim materyałem!
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/284
Ta strona została przepisana.
IX.