Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/285

Ta strona została przepisana.

Na półce nade drzwiami stały rzędem misy gliniane i garnki, a na jakiéjś kadzi w kącie — rozmaite gliniane i cynowe puhary, dzbany, kwarty. W ostatnim kącie stał piec olbrzymi. Taka staroczeska knajpa różniła się od nowożytnych brakiem dymu tytuniowego, bez którego żadnéj knajpy obecnie wyobrazić sobie nie można.
Przy jednym stole siedzieli trzéj mężczyźni, a przy drugim — młody, gołowąsy chłopak, w podartém odzieniu w zielonéj, zaszarganéj czapce. Na szyi wisiała mu brudna torebka, a za pasem szerokim miał zatknięte jakieś deseczki z kilku piórami gęsiemi; u tegoż pasa wisiało coś w kształcie małéj czarnéj kadzielniczki, widocznie kałamarz średniowieczny. Kto pamięta rysopis ubogiego żaczka w staroczeskiéj bajce o woźnicy i żaku, ten pozna w powyżéj opisanym chłopcu jego wizerunek.
Gdy przyjaciele nasi weszli, jeden z trzech pijących przy stole wstał i podszedł przywitać się z Jankiem.
— Byłem za bramą Porzecką, aby zobaczyć, czy niéma czasem czegoś nowego — mówił — a oto spotkałem się z Mirosławem złotnikiem ze Starego miasta i z Wackiem Brodatym, jednym z przybyłych nam na pomoc z pod Żatca. Czując pragnienie przy takim upale, przyszliśmy tu się nieco orzeźwić w imię Boże. Napij się z mego dzbana i przysiądź się do nas ze swym kolegą.
— Maciej, zwany Brouczek, gość mój, z dalekiéj ziemi przybyły, ale czech i rodem z Pragi — rekomendował Domszyk swego towarzysza, który tymczasem śpiesznie stawiał w kącie swą dzidę.