— Powiedz mi, Macieju, jak tam w obcych krajach mówią o nas, czechach?
— Skoro mam rzec prawdę, powiem, że nie cieszymy się zbytnią miłością — odparł zapytany, przeżuwając śledzia.
— Wierzę temu najzupełniéj — zaśmiał się Wojtek z pod pawia. — Wymownym tego dowodem jest owo wojsko krzyżowców za rzeką, zgromadzone przeciwko nam ze wszech kończyn świata.
— Słyszę, że w obcych ziemiach nietylko nazywają nas kacerzami, ale wymyślają bajki wstrętne, jakobyśmy mieli czcić złego ducha w postaci baranka białego albo chrabąszcza czarnego — dodał szynkarz.
— Żeby ich zaraza wydusiła, łgarzów nikczemnych! — zawołał Janek z pod dzwonu.
— W piśmie świętém napisano: „Błogosławieni ci, których lżyć będą“ — mówił Wojtek — a znasz przysłowie: „Wiele potrzebaby miéć płótna, by chciéć każdemu usta zatknąć.“ Niech tam sobie za górami mówią, co się im podoba; a tu na ziemi czeskiéj damy, jak Bóg pozwoli, każdemu oszczercy odpowiedź taką, że zamilknie na wieki.
— Któżby mimo to nie smucił się, że imię czeskie lekceważone i potępiane jest na całym świecie chrześciańskim! — rzekł z westchnieniem złotnik Mirosław.
— Ha, mówisz tak, jakbyś żałował, żeśmy skruszyli jarzmo Zygmunta i wiernie przy Kielichu stoimy — przerwał Wojtek.
— O méj szczeréj wierze w naukę Husa nikt wątpić nie może, a zaś jak myślę o Zygmuncie, to świadczy
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/291
Ta strona została przepisana.