— A idźżeż do kroćset z tą swoją mądrością niedowarzoną! — przerwał mu wykład Wojtek z pod pawia. — Wiedz, że i ja w wielu rzeczach zgadzam się z taborytami.
— Waszą dzielnicę nowomiejską, gdzie mieszkasz, niebawem całkowicie na taborytyzm nawróci zapalony ksiądz Jan Żeliwski, który sprzyja tej nauce, — zawołał Mirosław.
— Słuchaj, — krzyknął podrażniony Wojtek — księdza Jana mi nie dotykaj; w przeciwnym razie będą żebra trzeszczały!
— Przestańcie, przyjaciele, — przerwał Janek z pod dzwonu. — Nie czas teraz na kłótnie; dzisiaj wszyscy, jak jeden mąż, stać musimy w obec nieprzyjaciół. Wszak wszyscy bronimy Kielicha i swobody wyznania, a jeżeli w czém się różnimy, to niech się rozstrzyga ta rzecz nie w karczmie, ale na dysputach kapłanów z obu stron, a do tego czasu niech jeden drugiemu nie zarzuca odstępstwa i nie kłóci się o ornaty.
— Przecież ornaty stanowią ważną rzecz w kościele, — ciągnął daléj, nie dający się uspokoić student. — Taboryci potępiają właśnie sam kościoł, wszystkie jego formy odrzucają, nie pomnąc na to, co mówi Beda w rozdziale Quicunque i święty Augustyn w rozdziale Omnis catholicus i w rozdziale Ita fit, a także w rozdziale Sic enim... Hm, hm... et ponitur...
Tu urwawszy, wyjął z zanadrza tabliczki i począł bacznie im się przypatrywać.
— A ty, co myślisz o ornatach? — zwrócił się złotnik Mirosław do Brouczka, który przez cały ten czas
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/295
Ta strona została przepisana.