Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/297

Ta strona została przepisana.

Jednocześnie usłyszano w karczmie dochodzące z ulicy krzyki i zamieszanie. Wacek machinalnie wypuścił szyję Brouczka i razem ze wszystkimi słuchał uważnie. Z nawoływaniem ludu mieszały się odgłosy dzwonów.
— Na ratuszu biją na gwałt! — zawołał Domszyk.
Szynkarz wybiegł na schodki i za chwilę wrócił:
— Krzyżowcy przeszli przez Wełtawę na pole Szpitalne i zmierzają ku bramie Porzeckiéj! — zawołał.
Goście zapomnieli w jednéj chwili o sporze i niemal jednocześnie zawołali, chwytając broń:
— Daléj-że na nich!
Jeden żak tylko dotychczas pilnie przerzucał deseczki swoje.
Szynkarz, skoczywszy do ciemnéj niszy, wrócił ztamtąd z drewnianą, nabijaną gwoździami kulą, przymocowaną za pomocą łańcucha do krótkiéj rączki.
— Ej, szkolarzu, — krzyknął — masz tu dowód najlepszy w takiéj chwili!
— Myślisz, że i w takiéj dyspucie nie dam sobie rady? — odparł żak hardo i pochwycił podaną sobie broń.
Domszyk wyjął woreczek z pieniędzmi, ale szynkarz już dawno wyleciał na ulicę z dobytym sztyletem.
Co się w téj chwili działo z panem Brouczkiem, nie może sobie przypomnieć; zdaje mu się tylko, że Janek wetknął mu jego dzidę w rękę, a groźny Wacek machał nad nim okutą swoją pałką. To tylko pewna, że to machanie nie było grożeniem naszemu bohaterowi, ale krzyżowcom, z którymi już w duchu mierzył się niecierpliwy wieśniak. Brouczek domyśla się, że głęboki