Brouczek oczywiście nie zwracał w takiéj chwili wielkiéj uwagi na okolicę témbardziéj, że kurz, powstający pod nogami tłumów, zasłaniał mu wszystko przed wzrokiem na równi z bojaźnią, która pokrywała mu czoło wielkiemi kroplami chłodnego potu.
Za mostem tłum śpieszących na bitwę mógł się swobodnie rozwinąć, więc się podzielił na hufce, lecące w szalonym pędzie. Janek i Wojtek szybko zostawili za sobą naszego bohatera, który zbyt się nie śpieszył. Z początku napierany był często przez biegnących z tyłu, ale w końcu udało mu się wyjść z najgęstszego tłumu i nieco zboczyć w pole.
Do miasta powrócić nie mógł, gdyż przez bramę Porzecką i Górską ciągle sunęły nowe zastępy uzbrojonych; na szczęście pod Żyżkowem ujrzał winnice, więc przez instynkt samozachowawczy popędził w tym kierunku, gdzie mógł się spodziewać bezpiecznego ukrycia. Naraz zobaczył posuwający się przeciw biegnącym prażanom ogromny tuman kurzu, wśród którego połyskiwały zbroje, oraz mnóstwo dzid i mieczów. Było to wojsko krzyżowców, które galopem pędziło na koniach, trzymając długie włócznie z chorągiewkami z czerwonym krzyżem i wywijając długiemi mieczami. Ze straszliwym krzykiem krzyżowcy lecieli na husytów i wydali się naszemu bohaterowi raczéj jakiémś widziadłem groźném, niż ludźmi. Krew zastygła mu w żyłach, z przestrachu na razie stanął na miejscu, jak przykuty.
Jeźdzcy spotkali się z pierwszymi, idącymi na przodzie, garstkami husytów; przed oczyma pana Brou-
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/300
Ta strona została przepisana.