Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/301

Ta strona została przepisana.

czka stanął wspaniały, grozą przejmujący obraz: w obłokach pyłu przebiegali jeźdzcy i piesi, połyskiwały zbroje niemców i migotała różnobarwna odzież husytów, czerwone kielichy mieszały się z czerwonemi krzyżami na chorągwiach, powiewały grzywy końskie, błyszczały miecze, jeżyły się dzidy i okute cepy, przelatywały strzały i puszczone z procy groty; straszliwy trzask i chrzest oręża mieszał się z krzykiem walczących, rżeniem koni i tententem ich kopyt, co razem tworzyło ogłuszającą wrzawę.
Mieszkańcy Pragi bronili się niedługo, ponieważ wystąpili do boju w zupełnym nieporządku, i przednie zastępy za daleko oddaliły się od tylnych, przeto, nie zdołali oprzéć się porządnie następującemu nieprzyjacielowi. Kilku z nich padło, pozostali zaś, widząc bezskuteczność oporu, poczęli uciekać, przez co uczynili zamieszanie w szeregach tylnych jeźdzcy z okrzykiem zwycięztwa rzucili się naprzód, jak chmura przeładowana piorunami, bijąc uciekających i pędząc ich przed sobą.
Widząc taki niefortunny obrót rzeczy, pan Brouczek odzyskał przytomność i pędził co sił w kierunku winnicy; w tém ujrzał za sobą goniącą na koniu jedną z tych poczwar opancerzonych i, nim zdołał zdać sobie sprawę z grożącego mu niebezpieczeństwa, długa włócznia błysnęła tuż nad jego głową.
O dzido nieoceniona! Ty, sto razy posyłana przez swego właściciela do wszystkich dyabłów, a tam na brzegu Wełtawy nawet porzucona sromotnie, obsypywana całym szeregiem ironicznych i hańbiących prze-