Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/304

Ta strona została przepisana.

two byli pobici. Będą mieli naukę na przyszłość. O, patrz, i tu jeden leży; zdaje się, że jeszcze żyje.
Pan Brouczek, zmiarkowawszy z mowy, że to są, taboryci, poruszył się i, gdy z głębokiém westchnieniem napoły podniósł się z ziemi, ujrzał przed sobą wysokiego barczystego mężczyznę, o surowém wejrzeniu, z hełmem na głowie i żelaznym młotem w ręce, a obok drugiego, również wysokiego, ale o bladéj twarzy i płonących niezwykłym ogniem czarnych oczach. Czarny ubiór jego, czarna czapka w kształcie biretu na głowie; krucze włosy i broda, tworzyły dziwny kontrast z białością cery i czyniły na naszym bohaterze wrażenie wcle nieprzyjemne. U boku miał długi miecz, a pod pachą jakąś książkę w zatłuszczonéj, skórzanéj oprawie.
— Czyś raniony? — zapytał mężczyzna z młotem.
— Możem i otrzymał jaką ranę — zastękał Brouczek; — nie wiem, bom był nieprzytomny.
— Patrz, twój klok okrwawiony — zauważył nieznajomy.
— Okrwawiony? — krzyknął z przestrachem nasz bohater i w jednéj chwili stanął na równe nogi.
Z przerażeniem ujrzał krew na kloku i szybko począł opatrywać siebie na wszystkie strony, czy czasem jakim tajemniczym sposobem nie został raniony; jednakże nie znalazł nic, coby mogło to przypuszczenie usprawiedliwić.
Ta krew na kloku pana Brouczka pozostanie na zawsze nie rozwiązaną zagadką. Czy to był miód, rozlany w knajpie i na fioletowém suknie do krwi podo-