W pięknym domu moim będą sobie gospodarzyli kochani krewni, od których byłem na ziemi zawsze jaknajdaléj. Pieniądze, na wspaniały mój pogrzeb przeznaczone, Bóg wie kto weźmie. Nikt mnie nie uczci nawet prostym krzyżykiem na ziemi; pamięć o mnie zaginie bez śladu! Czasem tylko może starzy przyjaciele, wracając w nocy z pod „koguta“ lub od Würfla, rzekną do siebie: „Co, tęgie dziś było piwo, prawda? Nawet i nieboszczyk Brouczek nie miałby mu nic do zarzucenia.“ I na myśl im nie przyjdzie, że biedny Brouczek skacze po kraterach księżyca, na który czasem spoglądają wzrokiem rozmarzonym...
Tu pan Brouczek zapłakał i cały poddał się rozpaczy. Po chwili jednak obudziło się w nim inne uczucie: okropny głód.
— Kamieni przecież jeść nie podobna — mówił do siebie.-— Przedewszystkiém potrzeba wyléźć z téj przeklętéj jamy i rozpatrzyć się wokoło po księżycu.
Wstał; ba, pięknie wstał! Wyskoczył, wyleciał, jak piłka gumowa, wysoko w górę. A chcąc się zbliżyć do krańca krateru, szedł takiemi szybkiemi krokami i takie śmiałe czynił piruety, jakich nie powstydziłby się nawet i Moszna[1]. Jego przyjaciele ziemscy byliby zdumieni niesłychanie, gdyby ujrzeli otyłą, przysadzistą postać poważnego właściciela trzypiętrowéj kamienicy, tańczącą zapamiętale kankana paryzkiego.
- ↑ Moszna — jeden ze znakomitszych komików i baletników teatru praskiego. (Przyp. tłum.).