Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/316

Ta strona została przepisana.

Bóg rozkazał słońcu, aby przed czasem zaszło, i w ciemności nieprzyjaciele bili samych siebie, a myśmy ich resztki cepami zmusili do ucieczki. Nie byłeś pod Niekmierzem, bracie; nie słyszałeś straszliwego trzasku cepów naszych, gdyśmy pod Porzeczą rozbili wojsko królewskie. Mam w Bogu nadzieję, że i tu Zygmunt będzie umykał przed nami, razem ze swoimi miśnieńcami, turyngami, bawarami i z całém plemieniem niemieckiém, i ze wszystkiemi innemi narodami. Bóg jest z nami i błogosławi naszemu orężowi, ponieważ patrzy w czyste serca nasze i wié, że nie wojujemy dla sławy marnéj lub zysku, ale występujemy w obronie kraju własnego i prawdy świętéj.
Brat Maciéj (tak go i my teraz będziemy nazywali), odpoczął wprawdzie nieco, ale natomiast uczuł głód niemały, co zresztą było rzeczą bardzo naturalną po takiej fizycznej pracy i po tylu przeprawach od czasu wczesnego obiadu u Domszyka. Myślał więc wciąż o kolacyi i znowu żałował, że porzucił Pragę, gdzie mógł teraz właśnie zajadać znakomitą wieczerzę, przyrządzoną wprawną ręką Magdaleny. Na dobroć jedzenia u taborytów mało liczył. Wyrzucał więc teraz sobie, że, powziąwszy zamiar przeniesienia się do nich, zapomniał o tak ważnéj rzeczy.
Tymczasem brat Stach ciągnął daléj:
— Dziękuję Bogu, że mi pozwolił na starość doczekać się chwili wybawienia. Strawiłem życie całe w poniżeniu i trudach; widziałem, jak pan uciska poddanego, bogaty biedaka, jak brat bez litości gniecie brata, za własnym tylko uganiając się zyskiem i za