Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/318

Ta strona została przepisana.

chwili w milczeniu wyjął z torby i pasa duży kęs czarnego chleba z serem i, podając go Brouczkowi, rzekł:
— Przyjmij moją wieczerzę, ledwiem się jéj dotknął; stary mój żołądek codzień bardziéj słabnie i niewiele dbam teraz o pokarm ziemski. A chociaż mamy w taborze dosyć jadła, są to wszystko rzeczy jaknajprostsze, gdyż grzechem byłoby karmić jakiemiś przysmakami to nędzne schronienie duszy, a przyszłe legowisko robaków.
Brat Maciéj wziął z pewném wahaniem chleb z serem i, patrząc nań, sposępniał jak noc.
— A to mi piękna wieczerza! — ubolewał w duchu, — kawał czarnego, jak ziemia, i twardego, jak podeszwa, chleba, a w dodatku ser; gdyby to jeszcze ser uczciwy, ale — wstyd mówić. Myślałem, że przynajmniéj będę miał kawałek mięsa i jaką bułkę dobrą. Brouczku, Brouczku! gdzieś ty swój rozum utracił!?...
Głód zmusił go do jedzenia suchego chleba, od którego rozbolały mu szczęki, i trochy sera, który pozostawił mu w ustach nieprzyjemny zapach po sobie.
— A gdzie tu można dostać czegokolwiek do picia? — zapytał od niechcenia.
Brat Stach odpiął od pasa i podał mu okrągłą drewnianą buteleczkę.
Brat Maciej wziął ją niedowierzająco i przytknął do ust, ale natychmiast odrzucił od siebie i ze skwaszoną miną zawołał:
— Ależ to czysta woda!
— Ano, tak, czysta, świeża woda; przed chwilą zaczerpnąłem jéj na dole ze studni.