Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/321

Ta strona została przepisana.

mienie podawał. Musisz karmić się czarnym chlebem, zapijać wodą, spać na gołéj ziemi, a skoro masz pieniądze, natychmiast oddawaj im do jakiejś tam kadzi! Pięknie dziękuję za takie stosunki!
Z temi słowy ciaśniéj przywiązał sobie kaptur na głowie, aby mu co nie wlazło w ucho, okrył się klokiem i zamierzał spać się położyć.
Ruch wszelki w obozie właśnie w téj chwili ucichał, ale natomiast naraz rozległ się silny głos, na który każdy mimowoli musiał zwrócić uwagę. Brat Maciéj odwrócił także głowę i zobaczył Korandę, stojącego na pagórku wśród braci, którzy się do niego tłumnie cisnęli. Stach także opuścił swe miejsce obok Brouczka i przystąpił bliżéj do mówcy.
W ostatnich promieniach zachodzącego słońca zarysowywała się wysmukła postać bladego księdza, którego oczy pałały niezwykłym blaskiem, a ręce wyciągnięte były w kierunku obozu krzyżowców. Mówił z „Objawienia świętego Jana“ o smoku ognistym, siedmiogłowym, z siedmiu koronami, który przyszedł zgubić niemowlę, z niebieskiéj pani zrodzone, — Prawdę...
— Ach, cóż to za impertynencya! — oburzył się brat Maciej. — Kazanie w nocy, gdy człowiek po całodziennéj robocie chciałby przynajmniéj zasnąć spokojnie!
Owinął głowę klokiem, obrócił się na drugi bok, aby nie słyszéć gwaru. Jednakże silna, płomienna mowa Korandy, pomimo okrycia, przenikała do uszu brata Macieja, który po długiém przewracaniu się na różne strony w końcu z gniewem usiadł na ziemi i tylko uszy