Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/326

Ta strona została przepisana.

chany; nad pokoleniem, które ledwie pojmuje ów wielki czyn przodków i uśmiecha się na wzmiankę o nim, uważając go za starodawną bajkę cudowną, dziś już cokolwiek za nudną. Nie zdolne pojąć onych ofiar wielkich, onego zapału, usprawiedliwia się innemi obecnie czasami i stosunkami; nie chce słuchać nawet opowiadań z lat ubiegłych i składa ręce na piersi lub wzrusza ramionami tylko. O zachodzące słońce naszéj siły, przeszłości naszéj! czyż znowu zaświecisz i czy znajdziesz poetę, któryby powitał ciebie z zachwytem, a nie prostém słów dzwonieniem, tak słabą karykaturą, jak ja?!...

∗             ∗

— Wstawaj, bracie Macieju, już czas!
Brouczek przetarł oczy i ujrzał nad sobą pomarszczoną twarz brata Stacha, który mu podawał ciężki, gwoździami nabijany cep i kęs chleba z serem. Brat Maciej wziął jedno i drugie z ciężkiem westchnieniem i...
Ale nie będę szczegółowo opowiadał, jak nasz bohater przepędził pół dnia téj niedzieli, która pozostanie dla niego najsmutniejszém wspomnieniem w życiu. Nadmienię tylko ogólnikowo, że dziś już nie podawał wprawdzie kamieni, ale natomiast słuchał kazania księży taboryckich ze śpiewaniem nabożném braci i przyjął — nie rad wyznaję, ale prawda przedewszystkiém — przyjął komunię pod obiema postaciami zwyczajem taborytów przy prostym, obrusem tylko nakrytym stole, za którym stał ksiądz bez ornatu, odprawiający nabożeństwo w języku czeskim.